Post
autor: krzysiek » pn lis 07, 2016 9:50 pm
A propos poprzedniego wątku, to w USA mają często barbarzyńskie podejście do "sportu" czy do myślistwa. To kraj paradoksów. Nie wolno zastawić łapki na myszy, jeśli nie masz licencji myśliwego, a gdy złapiesz w łapkę mysz bez licencji - idziesz do paki za kłusownictwo. Tymczasem to samo prawo łowieckie zezwala im na uprawianie tak barbarzyńskiego "sportu" jak na filmiku powyżej. Z jednej strony ich przepisy łowieckie czy wędkarskie są niezwykle restrykcyjne, z drugiej - potrafili w ciągu 40 lat wybić doszczętnie najliczniejszy gatunek ptactwa na świecie - amerykańskiego gołębia wędrownego, którego stada, liczone jeszcze 150 lat temu w dziesiątkach miliardów ( !!!) osobników stanowiły według szacunków ornitologów 20-25 % ( !!!) wszystkich ptaków na Ziemi. Ptaki te wędrowały w stadach, z których największe opisane miało 15 km szerokości i ponad 450 km długości ( !!!) i spowodowało w przelocie niemal zaćmienie słońca na przeszło 12 godzin. łapali je w ogromne sieci, strzelali z wszelkiej możliwej broni. J.F. Cooper w jednej ze swych powieści opisał nawet "polowanie" przy pomocy nabijanej śrutem armaty ! Nie była to fikcja literacka. W amerykańskich archiwach znajdują się informacje mówiące o tym, że tylko w Ohajo podczas "polowań" zabijano 50 tysięcy gołębi dziennie. Robiono to dla zysku, dla mięsa. Uzyskiwano wówczas cenę 50 centów za 10 zabitych gołębi, co nawet przy ówczesnych cenach było sprawą groszową. Dla porównania, innym "łowcom" za skalp Indianina płacono wówczas od 20 do 100 dolarów. Polowania na masową skalę zaczęli w roku 1860, a ostatni gołąb wędrowny na wolności został zabity w roku 1899. Ostatni w niewoli zakończył życie w roku 1914 i był to koniec najliczniejszego gatunku ptaków na Ziemi. Podobnie wybili bobry i bizony, które jednak udało się odtworzyć.